:: Kres państwa prawa

12.09.2016

Kolejna odsłona celów obecnej władzy - czyli rzecz o tym kto ma sądzić i wymierzać sprawiedliwość.

Przyzwyczailiśmy się przez 26 lat, że żyjemy w państwie prawa, stanowionego przez władzę ustawodawczą pod kontrolą sądów, a także kontrolą wykonywania prawa, stosowania się do niego.

I mimo, że przez te lata zdarzały się przypadki różnej sprawności sądów, czy negatywne oceny wyroków pojedynczych sędziów, to nie można uznać tego za powszechne i uzasadniać tym ograniczania, wpływania na niezawisłości sądowniczą.

Myślę, ze rzadko któremu obywatelowi przychodzi do głowy pomysł, nawet jeśli narzeka na sądy, by sędzia był podporządkowany władzy i poddawany presji ograniczającej  bezstronność.

Inaczej jednak myśli przewodnia siła rządząca, która zaczęła od niszczenia nadzoru nad swoimi decyzjami, czyli zdestabilizowania pracy Trybunału Konstytucyjnego, a teraz kontynuuje propagandową nagonkę na sądownictwo powszechne.

Kto teraz rządzi i w związku z tym czego oczekuje (spolegliwości) łatwo odczytać choćby z kilku incydentów z ostatnich dni.

A oto ich bohaterowie.

Niejaki Pan Jaki, mieniący się wiceministrem sprawiedliwości, zamiast poddać się jak każdy obywatel procedurze sądowej z powództwa cywilnego, atakuje na rozprawie sędzię, która śmiała nie przyznać mu racji i uznała, że w postępowaniu nie związanym z treścią pracy parlamentarnej nie chroni go immunitet. Jaki bez namysłu zawyrokował, że Pani sędzia  łamie prawo, obrażał ją mówiąc, że jest  „znana ze spraw politycznych”, groził skierowaniem wniosku do Krajowej Rady Sądownictwa o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego.

Taki to minister niestety -  zamiast, jak przystało na rangę, ze spokojem, klasą i przede wszystkim wiedzą wziąć udział w rozprawie, spokojnie skorzystać z przysługującej mu  procedury - znów podkreślę jak każdy obywatel - to próbował wykorzystać  swoją pozycję do zastraszenia. Nie wie przy tym, i jak sądzę, ta wiedza mu nie jest potrzebna, bo kieruje się swoim "prawem Jakiego", kto może wnioskować o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego - ustawa wyklucza tu obywatela, obywatel może natomiast przekazać informację o zaistnieniu naruszenia. Żądanie takie może złożyć minister sprawiedliwości i w związku z tym wszystko jasne - wezwano na rozprawę obywatela Jakiego, a  stawiło się  ego ministra.

Mało, że wstyd mieć takiego ministra, to jeszcze niebezpiecznie, bo zamiast pilnować z urzędu prawidłowego stanowienia i przestrzegania prawa ustanawia jako normę  awanturnictwo.

To droga, która z pewnością znajdzie naśladowców i może spowodować niebezpieczne skutki.  Tak samo jak akceptowanie przez rządzących podżegania do nienawiści, napadania na spokojnych ludzi na uroczystościach, brak potępiania  rasistowskich działań  mogły mieć wpływ na agresję fizyczną  na mówiących innym językiem oraz wyglądających azjatycko. To właśnie wydarzyło się w ostatnich dniach w Warszawie.

Ale skoro władza uznaje, ze można mówić z mównicy sejmowej co się chce, bo jest immunitet, sama używa języka nienawiści, to może być tylko gorzej.

Drugi bohater to pan Misiewicz, robiący zawrotną karierę polityczną, którą musiał zacząć już   w gimnazjum. Wedle jego opowieści w wieku 26 lat ma 10 letnie doświadczenie w pracy parlamentarnej. Kolejny niewiedzący - albo z niedouczenia, albo z powodu wysokiego ego - bo może mieć co najwyżej doświadczenie w działalności biura parlamentarnego posła Macierewicza i już nie wnikam, czy nosił teczkę, czy upinał papiery w segregatorach. Jedno jest pewne - to nie była praca parlamentarna!

Pan Misiewicz wbrew wymaganiom prawnym - posiadania wyższego wykształcenia, zdanego egzaminu na członka rad nadzorczych - zasiadł w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, nie spełniając tychże.

Pierwszy bohater - pan Jaki, stwierdził, że Pan Misiewicz jest pracowity i uczciwy.

Mam więc propozycję - niech pracowicie skończy studia, zda egzamin i potem uczciwie zasiądzie w radzie nadzorczej. Zamiast wygłaszać oświadczenia, że  nie łamie prawa i robić z siebie trybuna ludowego.

Przypomina to coś dojrzałym Polakom? Tak - byli już trybuni ludowi po wojnie, na starcie budowy socjalizmu, czyli drogi, z której "nie zejdziemy" . Z tej drogowej retoryki korzysta też dziś starszy Pan na drabince, wicemarszałek Brudziński, minister i wiceminister spraw wewnętrznych i administracji i paru innych prominentnych polityków obozu rządzącego.

Nie chcę straszyć, ale kres państwa prawa bliski i znów aktualna  zasada "kto nie z nami ten przeciwko nam".    

A dzieje się to przy bierności społecznej wynikającej z niedowierzania, że powrót do minionej epoki jest możliwy. Zanim się wszyscy obejrzą będzie za późno.

Uważam też, że za późno wypowiedziane zostały przez Prymasa Polski słowa: niepokoi mnie pełzający rozwój nacjonalizmu i jego łączenie z religią. To jest niebezpieczne dla Kościoła świętego. Aprobata dla tego typu myślenia nie tylko jest niewłaściwa, ale wręcz heretycka. Tak nie może być. To odciąga od tego, co jest istotą chrześcijaństwa.

 

Maria Małgorzata Janyska

Poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej

:: Komentarze

:: facebook